1/14/2021 09:08:00 AM

Paleta Makeup REVOLUTION x Maxineczka Beauty Legacy- co sądzę po roku używania?

Paleta Makeup REVOLUTION x Maxineczka Beauty Legacy- co sądzę po roku używania?

 Witajcie po dość długiej przerwie! 

Z powodów prywatnych niestety bardzo długo mnie tu nie było, ale nigdy nie podjęłam decyzji o usunięciu bloga, bo wiedziałam, że kiedyś tu wrócę. Poza tym mimo wszystko włożyłam w niego trochę czasu i szkoda mi było tak wszystko kasować.

Dziś weźmiemy na tapet znaną już wszystkim i niedrogą paletę, która powstała ponad rok temu, firmy Makeup REVOLUTION przy współpracy z Maxineczką. 

Paletę można zakupić z drogeriach Hebe oraz przez internet. W promocyjnej cenie widziałam ją raz nawet za około 15 zł! Normalna cena palety wynosi około 35 zł w drogeriach internetowych. Za tą kwotę dostajemy 3 produkty do wykończenia twarzy i 9 cieni. 


Lubię w tej palecie to, że jest "travel friendly".

Rozświetlacz trochę lubię, a trochę mam z nim problem. Jego formuła jest bardzo sucha i kredowa. Nie nadaje się dla osób z jasną cerą, bo widać plamy w miejscach, w których został nałożony. Mimo tego lubiłam go używać do pracy, bo w biurze raczej stawiałam na bardziej subtelny efekt.
Jeżeli chodzi o róż to nie wiem, czy go kiedykolwiek zużyję. Formuła już jest lepsza niż w rozświetlaczu. Niestety trzeba bardzo z nim uważać i najlepiej raz przyłożyć do niego delikatnie pędzel, a później jeszcze nadmiar odbić na dłoni i dopiero później aplikować na twarz, bo można sobie bardzo łatwo zrobić nim krzywdę. Kolor dla mnie zbyt ceglasty, ciemny, czasem mam wrażenie, że bliżej mu do ciepłego bronzera i chociaż lubię ciepłe bronzery, to efekt końcowy jest taki, że wyglądam z tym różem + bronzerem na brudną. :)
Bronzer- nadal przyjemniejsza formuła niż w rozświetlaczu. Tu już nie trzeba się tak obawiać, że zrobimy sobie plamy takie jak różem. Podoba mi się wykończenie, bo nie jest ono takie stricte matowe, tylko takie miękkie, odbijające światło. Niestety nie czuję się dobrze w tym kolorze, po prostu dla mnie jest zbyt chłodny i nie czuję tej miłości, kiedy mam w domu inny bronzer, po który lubię sięgać.

Zdjęcia swatchy nie zostały w żaden sposób edytowane.

Cienie- patrząc na kolory cieni wiem, że na pewno trzech z nich nigdy nie zużyję, ale lećmy od góry.
Canvas- matowy beż, klasyka, bardzo lubię, pasuje do jasnych cer, używam namiętnie.
Ash- kolejny cień, który uważam za świetny. Bardzo go lubię do podkreślania załamania. Zazwyczaj używam tego cienia solo i wychodzę do pracy.
Brick- jego formuła jest bardzo masełkowata, trzeba być delikatnym przy jego nabieraniu żeby nie przesadzić, bo będą plamy i będzie go po prostu za dużo. Jest to jedyny cień, przy którym zauważyłam taki osyp przy nabieraniu, ale nie przeszkadza mi to, bo to jest jego cecha.
Crystal- cień dający foliowy efekt. Dla mnie zbyt chłodny i po prostu nie przepadam za nakładaniem go na wewnętrzną część powieki. Nakładany pędzlem na pewno daje subtelniejszy efekt niż palcem, niestety trzeba uważać, bo osypuje się na dolną powiekę i wtedy mamy efekt disco na całej twarzy.
Copper- wszystko jak wyżej, tylko, że ten kolor bardzo lubię i chętnie do niego sięgam.
Petal- kolor zupełnie nie mój, ale rozcieranie i nabieranie na pędzelek jest ok.
Orchid- piękny kolor, piękny na swatchu, ale ile się trzeba namachać, żeby był równie piękny na powiece. Przede wszystkim wymaga bazy pod spodem i u mnie najlepiej się sprawdza nakładany palcem. Niestety nawet palcem wymaga min. 3 warstw, nie mniej nadal przepiękny i co najważniejsze nie osypuje się.
Smoke- wykorzystuję go głównie do robienia kreski i w tej roli sprawdza się świetnie. Nabieram skośnym pędzelkiem, delikatnie strzepuję nadmiar i wtłaczam przy linii rzęs. Nie zauważyłam żadnego osypu.
Night- kolor, o którym niestety nic nie mogę powiedzieć, bo go w ogóle nie używam. Natomiast doceniam to, że Maxi postanowiła dać w swojej palecie taką podstawę czyli matowy beż + czerń. 
Zdjęcia swatchy nie zostały w żaden sposób edytowane. Cienie nałożone na bazę Eye Shadow Primer Golden Rose.

W sumie po tym wszystkim co tu napisałam, muszę powiedzieć, że lubię tą paletę. Nawet jeżeli nie do końca odpowiadają mi produkty do twarzy, to są dni kiedy po nie sięgam, bo nie uważam ich za jakieś najgorsze. Wolę również brać w podróż tylko tą paletę, niż milion osobnych produktów. Myślę, że można śmiało powiedzieć, że ta paletka "sama" pozwala na wykonanie takiego podstawowego makijażu twarzy do pracy, ale przy wyjątkowych okazjach pozwala odrobinę zaszaleć. :)
Co Wy o niej sądzicie? 

4/22/2018 07:03:00 PM

Olejek z pestek śliwki- mój must have do cery tłustej

Olejek z pestek śliwki- mój must have do cery tłustej
Cześć!
na Ekocudach w Gdańsku udało mi się dostać do Ministerstwa Dobrego mydła. Co prawda nie byłam nastawiona na zakupy, ale skusiły mnie bardzo te piękne buteleczki i minimalistyczne opakowania. Mimo tego, że jestem posiadaczką cery tłustej postanowiłam kupić olejek do twarzy, zobaczę czy się polubią, czy też nie. Zakupiłam jeszcze hydrolat rozmarynowy, ale o nim na pewno jeszcze napiszę, ponieważ służy mi on w codziennym makijażu.



Olej stosuję zamiast kremu wieczorem. Mojej cerze ciężko coś przypasować jeżeli chodzi o wieczorną pielęgnację. Zdecydowanie woli ona lekkie konsystencje, które będą się szybko wchłaniały i nie pozostawią na buzi żadnej lepkiej warstwy. Przy tym olejku jednak jest inaczej. Nie jest to suchy olej i zostawia taką tłustą warstewkę, ale to zupełnie nie przeszkadza, natomiast nie nada się na pewno on pod makijaż. Ma piękny marcepanowy zapach, który szybko się ulatnia i nie będzie Was męczył.

Co mówi producent? 
"Jest to lekki, szybko wchłaniający się olej o rozkosznym marcepanowym aromacie. 
Bogaty w kwas oleinowy, linolowy, witaminę E i antyoksydanty fantastycznie nawilża i odbudowuje uszkodzony naskórek. 
Idealnie koi i przynosi ulgę skórze suchej i podrażnionej. Obudowując płaszcz lipidowy skóry chroni ją przed utratą wody i działaniem czynników zewnętrznych. 
Jest idealnym olejem do pielęgnacji skóry tłustej i zanieczyszczonej, ze skłonnością do wyprysków. Regulując procesy zachodzące w gruczołach łojowych znacznie zmniejsza niedoskonałości."

Faktycznie widzę efekt nawilżenia. Skóra wydaje się być jakby "napompowana" od spodu. Olej z pestek śliwki również uregulował moje wydzielanie się sebum na twarzy, od kiedy go używam widzę znaczną poprawę w świeceniu mojej twarzy. Mój makijaż nie spływa z okolic nosa, ani nie odchodzi jeżeli dotknę lekko palcem. 
Rzeczą, o której koniecznie muszę wspomnieć, to opakowanie. Wszystkie opakowania Ministerstwa Dobrego Mydła w jakie pakują swoje produkty są absolutnie fantastyczne! Ciemna buteleczka o pojemności 30 ml jest z ciemnego szkła, co chroni olej przed utratą cennych właściwości oraz mamy kontrolę nad ilością produktu jaka nam pozostała w opakowaniu. Pompka jest szczelnie zamknięta, nic nie wycieka, przecieka, ocieka. Buteleczka nie lepi się i nie ocieka tłuszczem. Dozuje ona idealną porcję produktu. Naprawdę tak dobrych opakowań jeszcze w życiu nie widziałam.

Jak stosuję ten olej?
Raczej nie nakładam go solo na buzię. Pół pompki oleju mieszam z kwasem hialuronowym 1%. Jeżeli na mojej buzi ma miejsce "armagedon" to dodaję jeszcze 3-4 krople olejku herbacianego. Taki mix sprawdza się u mnie wyśmienicie i nie powoduje zapychania. Już od dawna nie miałam żadnych podskórnych, dużych i bolących grudek na brodzie, a cera jest ukojona. 
Jestem tak bardzo zauroczona działaniem tego oleju, że już mam długą listę olejów, które koniecznie muszę wypróbować! Czy Wy używacie olejów i jakie są Wasze doświadczenia z nimi? :)

4/01/2018 01:16:00 PM

Denko #1 2018

Denko #1 2018
Hej, hej!
Dziś mam dla Was małe denko! Małe ponieważ, męczą mnie te puste opakowania, które tak stoją i stoją, a mam wrażenie, że należę do tych osób, którym denkowanie czegokolwiek zajmuje bardzo dużo czasu, tak więc postanowiłam dziś napisać o tym co już uzbierałam. Chciałabym jeszcze dodać, że nawiązując do tego co wcześniej napisałam, denka nie będą się pewnie też pojawiać w związku z tym regularnie, a dopiero wtedy gdy już uzbieram troszkę opakowań, o których mogłabym Wam coś powiedzieć.


1. Suchy szampon Batiste strength& shine.
Zapachowo ta wersja najbardziej przypadła mi do gustu. Jestem osobą, która jak nie musi to stara się nie myć włosów szczególnie, że włosy przetłuszczają mi się tylko jakby z przodu przy grzywce i to delikatnie. Gdy od nasady delikatnie spryskam je z przodu tym szamponem to spokojnie mogę wyjść do ludzi. Ten produkt zostawia białe ślady na włosach i trzeba go dokładnie wyczesać albo wetrzeć we włosy, bo nawet na moim blondzie się odznacza. Na pewno nie jest on shine, bo daje bardzo matowy efekt w miejscu, w którym się go użyło i na pewno nie jest on strength. W ciągu dnia czuję delikatny przyjemny zapach ale nie jest dla mnie drażniący. Od kiedy suche szampony pojawiły się w Polsce mam zawsze jedno opakowanie w domu, to jest coś czego nie może u mnie zabraknąć.

2. Benton, Aloe BHA Skin Toner
To był świetny produkt. Jeżeli czytałyście mój profil urodowy to wiecie, że mam cerę tłustą, poza tym mam z nią taki problem, że żaden krem jej nie pasuje, bo każdy wydaje się być zbyt ciężki i zapychający. Za to moja buzia kocha aloes i ten produkt praktycznie przez większość jego "życia" był jedynym produktem pielęgnacyjnym jaki kładłam na twarz. Jego konsystencja nie jest wodnista tak jak w przypadku większości toników, a taka delikatnie żelowata, co jest zapewne zasługą aloesu. Nigdy nie nakładałam tego toniku na wacik, a na dłoń i wtedy wklepywałam delikatnie w buzie dzięki czemu 200 ml wystarczyło mi na ponad pół roku! Od teraz już żadnego toniku nie nakładam na wacik.Oczywiście gdy myślimy tonik głównie myślimy o tym, że ma on przywracać prawidłowe pH skóry po myciu, jednak ten bardzo dobrze nawilżał moją buzię i błyskawicznie się wchłaniał, nie zostawiając przy tym lepkiej warstwy. Nie potrzebowałam już po nim niczego więcej, tym bardziej, że jak już wspominałam, moja buzia nie lubi zbytnio kremów, więc nie kładłam niczego więcej na siłę. W składzie zawarte są też kwasy BHA, ale nie zauważyłam jakiegoś ich nadzwyczajnego ich działania. Mimo wszystko to to jeden z lepszych, jak nie najlepszy tonik jakiego do tej pory używałam.



3. La Roche-Posay, Effaclar Duo (+)
To już moje drugie opakowanie i dość spory zawód, bo moja skóra się na niego uodporniła. Pierwsze opakowanie-  byłam super pod wrażeniem, w końcu coś podziałało na zaskórniki i nie był to lek na receptę! Zużyłam całe opakowanie, po którym miałam jakieś pół roku przerwy, zaskórniki wróciły, postanowiłam do niego wrócić i ... nic się nie dzieje. Albo nawet mam wrażenie, że moja buzia się bardziej po nim przetłuszcza i buntuje? Czy ktoś z Was też tak miał? Strasznie mi smutno z tego powodu, bo myślałam, że znalazłam dla siebie w końcu jakiś ratunek.

4. Isana, lekki olejek do włosów z olejami awokado, babassu i abisyńskiego
Bardzo fajny i bardzo tani olejek na końcówki włosów do tego bardzo, bardzo wydajny. Również wystarczył mi na ok. 6 miesięcy, a używałam go co około dwa dni po 6 pompek na wilgotne końcówki. Właściwie nie czułam zapachu, nie obciążał i nie zlepiał włosów. Niektóre olejki obtłuszczały moje włosy, ten natomiast bardzo szybko się wchłaniał i zabezpieczał końcówki. Muszę również przyznać, że zauważyłam, że końcówki dzięki niemu widocznie mniej się rozdwajały.



5. Maybelline, Lash Sensational Mascara
To również moje drugie opakowanie tego produktu, ale tutaj znowu coś nie zagrało. Pierwszym byłam zachwycona, ale wtedy równolegle używałam odżywki Long 4 Lashes i to combo dawało mi efekt wachlarza rzęs, a teraz jak to mówi Maxineczka takie "meh". To nie jest zły tusz absolutnie, ale moje rzęsy są na niego obecnie za krótkie. Mascare zużyłam i na pewno jeszcze do niej wrócę, bo jest bardzo trwała i się nie kruszy, ani nie odbija na górnej powiece. Posiada silikonową szczoteczkę, chociaż dla mnie nie ma to żadnego znaczenia, bo ja lubię każdą wersję szczoteczki. Bardzo ładnie rzęsy pogrubia, a jeśli macie jeszcze swoje rzęsy długie, no to po prostu efekt moim zdaniem jest zabójczy.


I to już wszystkie wykończone przeze mnie opakowania. Przy okazji chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt i bogatego zajączka. :)

Pozdrawiam,
Kosmetykada

3/26/2018 07:18:00 PM

Trzy ulubione pomadki do ust na co dzień

Trzy ulubione pomadki do ust na co dzień




Hej, hej!
dziś post o moich trzech ulubionych pomadkach, które noszę na zmianę. Pomyśleć, że kiedyś gdyby ktoś mi powiedział, że będę kochała produkty do ust szczerą miłością, to bym go wyśmiała... A dziś to one zdecydowanie przeważają w mojej toaletce! Pomalowane usta dopełniają mój makijaż, dodają odwagi, sprawiają, że staję się wyraźniejsza, są odzwierciedleniem mojego samopoczucia. Tak więc zapraszam Was do poznania mojej "topki". ;)



#1 Bourjois, don't pink of it

Czy jeszcze ktoś nie słyszał o tych pomadkach? Chociaż internet, aż huczy od opinii na ich temat, to jest to mój stosunkowo najnowszy nabytek. Zakupiłam ją w listopadzie i od tamtej pory kiedy nie mogę się zdecydować czym pomalować danego dnia usta sięgam zawsze po nią. Obawiam się wręcz, że w ciągu kilku tych miesięcy niedługo dobiję do dna, ale to jest mój pewniak i byłabym w stanie za nią zapłacić nawet tą regularną cenę.
Jest to bardzo ładny żywy ale delikatny róż. Wygląda na mnie jak moje lepsze usta i stapia się z nimi. Tego nie robi żadna inna moja pomadka. Ma delikatny zapach, który raczej nie powinien nikomu przeszkadzać. Mogłabym ją nosić na ustach codziennie i pomimo tego , że jest to produkt matowy, to jeszcze się jej nie zdarzyło żeby mnie wysuszyć. Ponadto jest bardzo trwała, po zastygnięciu nie odbija się na szklankach, nie zbiera się brzydko w załamaniach ust i jest niezwykle komfortowa. W związku z tym, że niedługo będą promocje -55% w Rossmannie, serdecznie Was zachęcam do przetestowania tego produktu. Ja na pewno kupię jedną na zapas.





#2 Hean, Amy

Kolejny świetny produkt, który kosztuje naprawdę niewiele! W przeciwieństwie do Bourjois już jest dla mnie odrobinę bardziej wysuszająca, ale ten kolor lekko przybrudzonego różu jest cudny. Ma bardzo dobre krycie i również nie zbiera się w rowkach na ustach. Po jedzeniu trzeba ją delikatnie poprawić, ale śmiało można dołożyć cienką warstwę i nie trzeba zmywać całości- nie spowoduje to, że zacznie odpadać z ust płatami i zrobią się dziury. Jedyne do czego się tu przyczepię to, że aplikator zbiera za dużo produktu, a stoper u mnie jest zbyt duży i nie pozbywa się nadmiaru. Ale być może to tylko felerna partia. :) Tak czy siak również gorąco polecam!






#3 Huda Beauty, Trophy Wife

Najdroższa w tym zestawieniu, ale czasem można dorwać w Sephorze jakiś zestaw miniaturek, który opłaca się kupić. Ja sama posiadam miniaturkę, ale polubiłam się z nią na tyle, że rozważam zakup innego pełnowymiarowego koloru pomadki. To co trzeba tu wyróżnić to zdecydowanie lekka i wodnista konsystencja, która jest praktycznie nieodczuwalna, a która daje maksymalne krycie. Żadnych prześwitów, żadnego ważenia się, żadnego dyskomfortu na ustach i żadnego wysuszenia. Przy takim kryciu ważne jest dla mnie by pomadka się równo zjadała i nie tworzyła brzydkiego konturu, a ta spełnia te wymagania bez problemu.Wpija się w usta i sprawia wrażenie wręcz niezniszczalnej. Bywają dni, że w ogóle nie trzeba jej poprawiać, jest tak trwała. Na jej temat poza ceną nie mogę powiedzieć nic złego! Opakowanie śliczne, stoper działa jak trzeba, aplikatorem jestem w stanie wymalować usta bez potrzeby korzystania z konturówki.


Od góry: Trophy Wife, Amy, Don't pink of it

To jest moja "święta trójca", z którą się nie rozstaję i nie boję się ich używać w dzień do pracy, bo wiem, że nie znikną z moich ust oraz im nie zaszkodzą wysuszając je na wiór. Oczywiście dbam odpowiednio o usta, aby zawsze matowa pomadka mogła na nich dobrze wyglądać.
Kto jeszcze tak kocha szminki, błyszczyki i pomadki? Jakie pomadki Wy lubicie?


3/18/2018 02:08:00 PM

Najlepszy krem pod oczy- Arganowy krem pod oczy Nacomi

Najlepszy krem pod oczy- Arganowy krem pod oczy Nacomi
Witajcie,
wszystkie wiemy, jak ważażna jest pielęgnacja skóry pod oczami. Szukając ideału wydałam już naprawdę masę pieniędzy na kremy pod oczy. Niestety nic nie zaspokajało potrzeb mojej wymagającej skóry pod oczami, aż sięgnęłam po krem z Nacomi.
Skład: Aqua, Argania Spinosa Kernel Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Vitis Vinifera Seed Oil, Cetyl Alcohol, Glycerin, Panthenol, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Cocos Nucifera Oil, Stearic Acid, Tocopheryl Acetate, Sodium Lauroyl Glutamate, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid.

Deklaracje producentaKrem naturalny  pod oczy produkowany przez firmę Nacomi zawiera jedynie naturalne składniki takie jak olej arganowy, kokosowy, olej z pestek winogron, masło shea, witaminę E. Nasz krem nie jest perfumowany i nie zawiera żadnych szkodliwych substancji takich jak parabeny czy sztuczne barwniki. Stosowany na dzień i na noc da nam nawilżenie i zadba o zmniejszenie pierwszych zmarszczek. Nasz naturalny krem zawiera niedoceniany jeszcze wystarczająco olej z pestek winogron, który w składnie swoich dobrodziejstw ma najsilniejsze antyoksydanty. Krem przeznaczony jest dla każdej kobiety, która chce zadbać i odpowiednio nawilżyć skórę wokół oczy bez względu na wiek.



Produkt otrzymujemy w szklanym słoiczku, który jest prosty, więc nie musimy na koniec się męczyć z wygrzebywaniem kremu ze ścianek. Przydałaby się jednak jakaś szpatułka do nakładania, bo grzebanie paluchem w słoiku jest trochę niehigieniczne.
Jego formuła jest oleista, przez co zupełnie się u mnie nie sprawdza pod makijaż, ale wieczorem lubię sobie nałożyć grubą warstwę. Krem praktycznie w ogóle nie pachnie.
Pierwszy efekt, który nastąpił po kilku dniach używania to widoczne rozjaśnienie cieni pod oczami. Byłam w szoku, że produkty za ponad 100 zł tego nie robiły, a taki mały niepozorny krem za 16 zł daje tak szybkie efekty. Nawilża i myślę, że jest idealnym dla osób młodych, które chcą się zabezpieczyć przed powstawaniem pierwszych zmarszczek. Oczy nie szczypią, nie łzawią, nie są w żaden sposób podrażnione. Czasem tylko mam wrażenie, że jak przesadzę na noc, to zaczynam mieć lekko zamglone oko, jakby olej się tam dostał, ale nie czuję żadnego pieczenia.
Nie znajdziemy tu parabenów, barwników, skład produktu jest prosty, naturalny, a sam produkt jest polski! Na każdej następnej promocji w Hebe chyba zacznę kupować ten krem na zapas, bo moje poszukiwania idealnego kremu pod oczy się właśnie skończyły. Polecam go wypróbować, tym bardziej, że cena nie należy do wygórowanych.

11/05/2017 12:15:00 PM

MAC MINERALIZE CONCEALER

MAC MINERALIZE CONCEALER
Cześć!
Należę do tych osób, które mają co kryć pod oczami i nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez nałożenia korektora pod oczy. Wciąż poszukuję czegoś idealnego czyli lekkiego, kryjącego, co będzie trzymało się jak najdłużej i w trakcie tych poszukiwań trafiłam do mojego ulubionego salonu firmy MAC.



Nie ukrywam, że MAC jest sklepem, który odwiedzam bardzo często i zazwyczaj polegam na opiniach Pań tam pracujących, ponieważ nie jestem żadną wizażystką oraz nie wszystkie ich produkty są mi znane. Zdarzyło się tak, że dwie różne pracownice w różnych sklepach MAC poleciły mi ten sam korektor, więc stwierdziłam, że czemu nie? Poprosiłam uprzejmie o dobranie koloru oraz o możliwość nałożenia go pod oczy i faktycznie prezentował się naprawdę dobrze.



O ile w sklepie cały makijaż poszedł szybko i przyjemnie, to ku mojemu zdziwieniu, pierwsze nałożenie tego korektora pod oczy w domu było straszne. Zawsze najpierw nakładam krem pod oczy, czekam chwilę aż się wchłonie i zaczynam się malować- czyli kolejny krok to podkład. Od lat te dwa kroki były u mnie niezmienne. Niestety okazało się, że korektor w ogóle nie pracuje z moimi kremami pod oczy. Po prostu nie lubi ich i koniec. Nałożony na krem zaczyna się rozwarstwiać, rolować, przesuwać i nieważne czy uklepuję go palcem, czy gąbeczką- wygląda tragicznie. W związku z tym, że nie wyrzucam kosmetyków, tym bardziej tak drogich, po prostu zrezygnowałam z nakładania rano pielęgnacji w okolicy pod oczami i musiałam nauczyć się pracować z tym korektorem.

Przejdźmy jednak do zalet tego produktu, bo takie jak najbardziej istnieją. Zaczynając od krycia, które na co dzień zupełnie mi wystarcza. Gama kolorystyczna jest bardzo duża i każdy znajdzie coś dla siebie, co jest w ogóle zaletą kosmetyków MAC. Korektor daje lekkie nawilżenie, nie obciążając dodatkowo naszej delikatnej skóry pod oczami. Gdy już nauczyłam się dogadywać z tym produktem, rozprowadzał się on bez najmniejszych problemów. Zbiera się w zmarszczkach po ok. 8h, jednak wystarczy delikatnie przyklepać go palcem.

Ten korektor jest niesamowicie wydajny, oczywiście jest to bardzo subiektywna opinia, bo zależy jak kto używa, ale ja swój kupiłam w zeszłym roku w grudniu i do dzisiaj jeszcze go używam. Co prawda niewiele go zostało, chociaż wydaje mi się, że do grudnia może uda się mu "pociągnąć".
Aplikacja jest bardzo przyjemna, bo mamy do dyspozycji pędzelek, a nie twardą gąbeczkę, który wydobywa odpowiednią ilość produktu.

Może miałyście ten korektor, co o nim sądzicie? A może macie już w tej dziedzinie swoich ulubieńców i możecie polecić coś godnego uwagi?
Czekam na Wasze komentarze i życzę miłego dnia!



6/28/2017 05:32:00 PM

Maybelline FIT Me Matte + Poreless

Maybelline FIT Me Matte + Poreless
Na ostatniej promocji -49% w sklepach Rossmann pojawił się nowy podkład od Maybelline- FIT Me Matte + Poreless, który wszedł na miejsce Dream Velvet. Podkład kosztuje w cenie regularnej około 30 zł. Postanowiłam zaopatrzyć się w tą nowość, tym bardziej, że po opisie sądziłam, że jest to coś idealnego dla mnie.

Producent obiecuje nam, że jest to podkład, który daje matowy efekt i powinien odpowiadać każdemu typowi cery. Jego formuła ma zapewnić nam świeży wygląd przez cały dzień oraz ma właściwości absorbujące serum. Ponad to w składzie kosmetyku możemy znaleźć silikony, których zadaniem jest wygładzić fakturę naszej skóry, wypełnić pory i zakryć niedoskonałości. Co z tych wszystkich obietnic sprawdziło się u mnie?

Podkład jest w tubce co nie do końca mi odpowiada, ponieważ czasem zdarza mi się go wylewać za dużo. Zdecydowanie preferuję kiedy tego typu produkty posiadają pompkę. Jeżeli czytałyście mój profil urodowy, to na pewno wiecie, że mam cerę tłustą i rozszerzone pory w okolicy nosa. Muszę przyznać, że podkład faktycznie spełnia swoje zadanie, jeżeli chodzi o wygładzenie faktury naszej skóry. Silikon delikatnie wypełnia nasze pory, dając efekt gładkiej skóry. Niestety na pewno nie zapewni nam świeżego wyglądu przez cały dzień. Nie ma się co oszukiwać, ale żaden podkład nie będzie wyglądał świetnie na cerze tłustej i prędzej, czy później będzie trzeba użyć bibułek matujących albo się przypudrować. Oczywiście, jeżeli macie swojego świętego grala, który faktycznie wygląda super cały dzień, to dajcie znać w komentarzu. U mnie podkład Fit Me zaczyna się świecić po 4h i muszę ściągnąć nadmiar sebum bibułką matującą. Ponadto ma tendencje do ścierania się na nosie, a także bardzo szybko wchodzi u mnie w zmarszczki mimiczne, jeżeli od razu go nie przypudruję.
Po prawej Revlon Colorstay 150 buff, a po lewej Fit Me 105

Rozprowadza się wyśmienicie, nie tworzy żadnych smug. To co bardzo lubię w tym kosmetyku, to jego lekkość. Cera wygląda po prostu zdrowo. Jego formuła jest bardzo płynna, lekka wręcz idealna na lato. Przez jego wodnistą konsystencję, raczej polecam rozprowadzać podkład palcami, lub pędzlem, bo gąbeczka pochłania zbyt dużo produktu. Nie zastyga do całkowitego matu, ściągając przy tym naszą twarz, a daje satynowe wykończenie co jest kolejnym plusem. Gama kolorystyczna utrzymuje się w żółtych tonach, co powinno odpowiadać większości konsumentek.  Jego krycie oceniłabym na średnie. Zdecydowanie przy większych przebarwieniach i niedoskonałościach trzeba się wspomóc korektorem.  Bez problemu przyjmuje i utrzymuje produkty takie jak bronzer, czy róż. Posiadam kolor 105, który jest dla mnie odrobinę za ciemny, więc rozjaśniam go mixerem z NYX. Nie zauważyłam również, aby oksydował.

Ostatecznie pomimo plusów i minusów uważam, że jest to dobry produkt i faktycznie powinien przypasować większości kobiet, bez względu na rodzaj cery. Jednakże trzeba pamiętać, że skóra każdego z nas reaguje indywidualnie, a podkład to jest jeden z tych kosmetyków, który każdy z nas musi przetestować na własnej skórze. :)

Copyright © 2016 Blog Kosmetyczny , Blogger